SPIRALA:
ZWIERZENIA
PROJEKTANTA

Nie wpisuję się w romantyczny model filmowy – poranna taca do łóżka: croissant, filiżanka kawy i do tego kwiatek – nie wychodził mi. Jeśli ma być romantycznie, to w dziedzinie dressingów do sałat, zup wieloskładnikowych, kanapek, białego sera własnej produkcji i bigosu. Udają mi się czasem specjalne zamówienia deserów, ale odpadam w konkurencji gourmet. Z tego słynie moja żona, potrafiąca wyczarować cuda kulinarne w mgnieniu oka. Mam jeszcze czas na rehabilitację. Iwona zatrudnia mnie w kuchni, jednak koordynacja i zgranie wszystkich faz kucharzenia to za wysoka dla mnie poprzeczka.

Mam również rodzinę w Polsce. Moja siostra Maria, Marysia, urodziła się w krytycznym momencie wojny, w 1945 roku – front właściwie stanął nad Wisłą. 📷 image 📷 image 📷 image Bombardowania, ostrzał artyleryjski, noce spędzane w ziemiance, która służyła za schron. Ciąża mamy nie rzucała się w oczy, nikt nie przygotowywał mnie do nowej sytuacji i nie zadawał pytań czy wolałbym siostrzyczkę, czy braciszka, więc kiedy pewnego dnia wróciłem do domu po nocy spędzonej u dziadków i zastałem płaczące niemowlę, to była niespodzianka. Dopóki nie wychodziła z trzykołowego wózka (czwartego koła brakowało), wszystko było w porządku, gorzej zaś kiedy zaczęła raczkować i moje ołowiane żołnierzyki, których miałem pokaźną kolekcję, znalazły się w jej zasięgu. Musiałem nauczyć się dzielić z nią zabawkami, a raczej chować je przed małym intruzem.

Jako starszy brat byłem dla niej osobą wiarygodną na tyle, że kiedy na jej uporczywe wrzaski i domaganie się mamy (która akurat poszła do pracy) zapakowałem ją w papier, owiązałem sznurkiem i obiecałem, że jak tylko przyjdzie listonosz, nadam ją jako paczkę do mamy – usnęła, cierpliwie czekając. Patrząc na jej obecność dziś, myślę: „całe szczęście, że się wtedy zjawiła”. Poza siostrą są jej dzieci i wnuki, a także cioteczne rodzeństwo. Podczas rodzinnych spotkań mamy co wspominać. Niedawno tłumaczyłem mojej ciotecznej wnuczce, jak jesteśmy spokrewnieni. Nie obyło się oczywiście bez rysowanej na żywo wizualnej prezentacji koligacji rodzinnych.

Siostra i ja mieliśmy podobne zainteresowania. Marysia ukończyła Akademię Sztuk Pięknych dziesięć lat po mnie, w tej samej pracowni malarskiej państwa Michalskich, mamy więc wspólne wspomnienia. Kończyła również pracownię ilustracji Szancera. Jako dziecko bazgrała, a ja podobno robiłem genialne rysunki. Siostra ojca zebrała ich całą kolekcję i twierdziła, że to było coś wspaniałego. Nie przypuszczam, żebym stworzył coś aż tak cudownego, ale rzeczywiście nieustannie rysowałem. 📷 image Były to wymyślone historie i cóż – 📷 image wojna dostarczała tematów, więc wiele moich ilustracji dziecięcych z tamtego okresu jej dotyczy.

Przez wiele lat siostra i ja działaliśmy w tej samej branży. Pracując dla różnych wydawnictw, czasami prosiłem ją o projekt jakiejś okładki. Moje wygórowane wymagania – chyba z obawy o zarzut zlecania po kumotersku – powodowały, że jej projekty musiały być szczególnie dobre. Z czasem Maria zmniejszyła ilość pracy projektowej na rzecz malowania. Jej mąż przejął finansową troskę o dom, a ona zajęła się rodziną, wychowywała dwójkę dzieci.

Osobą bardzo bliską nam wszystkim była 📷 image niania zatrudniona przez rodziców do opieki nade mną, kiedy miałem trzy do pięciu lat. Była to pani Elżbieta, a ja wymawiałem jej imię jako „Pażęta” – i pozostała nią na całe życie. Mieszkała z nami jeszcze na Bielanach, była pomocą domową, gotowała bawiła i karmiła niejadka. Przyszedł rok 1939 – wojna. Rok 1940 – jeszcze gorszy. Rodzice potracili pracę i nie byli w stanie jej płacić, ale ona została u nas na stałe jako członek rodziny. Kiedy w 1941 roku przeprowadziliśmy się do Miedzeszyna, mama ją tam ściągnęła. Pażęta pracowała w szwalni dla dzieci, a kiedy urodziła się moja siostra, zajmowała się również nią. 📷 image Później opiekę nad Marysią przejęła kuzynka ze strony ojca – Bogusia. Byliśmy tam więc wszyscy razem.

Jak wspomniałem, dziadek urodził się w rodzinie niemiecko-czeskiej. Moja prababka była rodowitą Niemką z Berlina, pradziadek pochodził z Czech. Przywędrowali do Polski wraz z rozwijającym się przemysłem włókienniczym i osiedlili się w Tomaszowie. Stąd wziął się pomysł zorganizowania rodzinnej wystawy właśnie w tym mieście, w Galerii Arkady, w 2001 roku. 📷 image Pokazane zostały prace dziadka, fotografie ojca, malarstwo siostry i moje grafiki.

We wstępie do wystawy czytamy: „Adolf Herman Duszek urodził się w Tomaszowie w 1872 roku. Studiował w końcu XIX wieku w Szkole Gersona w Warszawie i innych szkołach malarskich Europy – został artystą malarzem. Określał świat otacząjący barwami, kształtem, a czasem dźwiękiem cytry. Przedstawiał dzień bieżący jak i ten świat z kart Biblii. W tym roku mija setna rocznica ślubu Adolfa Hermana Duszka – malarza. Przez miniony wiek przychodziły na świat kolejne pokolenia i tak jak on poszukiwały i poszukują nadal w otaczającym świecie barw, kształtów i dźwięków. Na tej wystawie prezentujemy rodzinne, przewijające się przez kolejne pokolenia zafascynowania otaczającym światem, próby określenia jego zjawisk poprzez barwę, kształt, kreskę – często poprzez próbę określenia tego co nieuchwytne”.

Dziadek 📷 image pierwszy w rodzinie poszedł w kierunku artystycznym. Utrzymywał sporą gromadkę ze zleceń na malarstwo dekoracyjne i religijneByły to między innymi weraikony, czyli obrazy twarzy cierpiącego Chrystusa przypominające wizerunek odbity na chuście Świętej Weroniki. Jeden z nich, odkryty w Radzyniu, był malowany przez dziadka. Nie wiem, czy jest oryginałem, czy kopią, jakich wiele dziadek robił. Historyk Szczepan Korulczyk tak pisze w artykule opublikowanym w Radzynfor.pl w grudniu 2020 roku: „Weraikon w kościele Trójcy Św. można też zobaczyć na innym obrazie jako… jego część składową. Mam na myśli jeden z obrazów Adolfa Duszka namalowanych w 1928 r. i przedstawiających stacje Męki Pańskiej, w tym także spotkanie Zbawiciela z Weroniką. Na obrazie Duszka uchwycony jest moment już po wytarciu twarzy Chrystusa i pojawieniu się Jego wizerunku na chuście”.. Z opowiadań wiem, że malowanie portretów w czasie rewolucji w Rosji pozwoliło mu przeżyć ten ciężki czas. Po pierwszej wojnie światowej, malując dla różnych parafii, przenosił się z rodziną z miejsca na miejsce. Wiedząc, że artyści często głodowali, patrzymy z podziwem na to, jak dziadkowi udawało się zapewnić wszystkim byt.

Wyrastałem w licznej rodzinie, a później trafiłem do sporej grupy rówieśniczej w sierocińcu. Było to ważne i dobre dla mojego rozwoju na wielu płaszczyznach: samodzielności, sprawności, usportowienia. Zabawy z kolegami z podwórka z tamtego okresu wspominam do dzisiaj. Nasza pomysłowość 📷 image była nieograniczona. Mimo wszystko jakoś udawało mi się wracać do domu w jednym kawałku. Mogę określić moje dzieciństwo jako bardzo szczęśliwe.

W rodzinie wzajemnie się wspieraliśmy. Siostra mojego ojca, której nigdy nie poznałem, zmarła w czasie wojny na tyfus. Jej mąż wylądował w oflagu – niemieckim obozie jenieckim – i właściwie całą okupację spędził tam, ich dzieci zostały bez opieki. Kiedy moja mama pracowała już w zakładzie, udało jej się czworo z nich ściągnąć do nas. W czasie wojny i tuż po niej, mieszkając w Miedzeszynie, miałem kuzynów na co dzień. Mój najstarszy brat cioteczny był drużynowym, a ja byłem harcerzem w jego drużynie. Tak, te związki były bardzo mocne. Siostra mamy straciła wszystko w czasie powstania – miała piękne mieszkanie przy ulicy Lwowskiej, w kamienicy, którą w 1944 roku spalono, z dwójką dzieci została wypędzona z Warszawy. Tuż po wojnie nie miała gdzie się podziać. Ponieważ my mieszkaliśmy w Miedzeszynie, mama zaproponowała, żeby ciotka z dziećmi zamieszkali u nas na Bielanach. Przez kilka lat, kiedy przyjeżdżałem z Miedzeszyna na parę dni, miałem do towarzystwa kuzynostwo.

Moja mama była magnesem dla rodziny. Organizowała świąteczne zjazdy. 📷 image Mimo ograniczonej przestrzeni nasz domeczek pękał wtedy w szwach, goszcząc nieprawdopodobną liczbę osób: dalszą i bliższą rodzinę, dziadków, kuzynów, młodszych i starszych. To były nadzwyczajne zgromadzenia, dające poczucie solidarności i więzi. Wydaje mi się, że podłożem tego było wychowanie w czasach rewolucji i świadomość, że ofiarność i wzajemna pomoc są niezbędne do przetrwania.

Związki rodzinne uległy nieco rozluźnieniu, niemniej stale utrzymuję bliską relację z moją siostrą, jej dziećmi i kuzynami. Moje wizyty w Polsce, praktycznie coroczne, pozwalają na spotkania w gronie najbliższych i nadrabianie zaległości.