SPIRALA:
ZWIERZENIA
PROJEKTANTA

Właściciel agencji Lonsdale musiał wystąpić o papiery dla mnie (miałem wizę turystyczną), pamiętam wszystkie ogonki wystane w prefekturze policji, żeby dostać tzw. carte de séjour. Firma mnie sponsorowała, miałem etat i taki był początek. 📷 image 📷 image Studio było podzielone na działy projektowe (wzorniczy i graficzny – présentation au lieu de vente, PLV) i pion handlowy, który miał kontakt z klientami i pozyskiwał ich przez znajomości, przyjęcia, spotkania w barach i na polu golfowym – pracowali tam ludzie dobrze ustawieni towarzysko, bardzo gładcy w obyciu. Przychodzili do studia, mówili: „mam takiego a takiego klienta” – pracowaliśmy dla dość poważnych firm, w większości produkujących żywność – i przynosili protokół, który ja musiałem przeczytać.

Siedziałem w pracowni ze słownikiem na stole, by zrozumieć, co mam zaprojektować. Dalej robiłem, co do mnie należało, przekładałem to na język wizualny. Handlowiec zanosił propozycję klientowi i wracał z uwagami. Przedstawialiśmy dopracowane makiety. Jeśli miało się dobrego partnera do dyskusji, z którym firma pracowała długie lata, można było zaproponować kilka rozwiązań. Jednak w większości wypadków przedstawiało się jeden, już bardzo zaawansowany projekt, który klient akceptował lub nie. Niechętnie oddawałem je do realizacji innym. Lubiłem pracować nad makietami od początku do końca. Dostawałem zlecenie, robiłem szkic ideowy, dyskutowaliśmy w studio, w jakiej mierze moja wizja zbliżona jest do opisanej w protokole.

Agencja mieściła się w dziewiętnastowiecznej 📷 image kamienicy przy Avenue George V w jednej z najbogatszych dzielnic Paryża. Mieliśmy biuro na drugim piętrze. Był to ogromy apartament, składający się z ośmiu czy dziewięciu pomieszczeń. Na początku amfilady mieścił się dział projektowania graficznego – ministoisk reklamowych do umieszczenia w sklepach. 📷 image Przylegały do niego dwa studia graficzne, w każdym cztery biurka, siedziało nas tam z ośmiu grafików. Obok, w dziale wzornictwa, pracowały dwie osoby. Często projektowaliśmy znaki i towarzyszące im formy. Nie mówiło się o brandingu, ale robiliśmy go już wtedy na co dzień.