SPIRALA:
ZWIERZENIA
PROJEKTANTA

Byłem bardzo zaprzyjaźniony z Jankiem Hollendrem, był dla nas, młodych, nestorem, wyrocznią i mentorem. Choć nestorem w zasadzie nazywano Tadeusza Gronowskiego, najgłośniejszą wtedy postać w projektowaniu znaku i plakatów, ale z nim nigdy nie miałem kontaktu. Z kolei z Jankiem byliśmy blisko. Należał do wąskiego grona projektantów starszego pokolenia, którzy przyjęli, zaakceptowali i promowali młodych grafików.

W rówieśniczej grupie moim najbliższym przyjacielem był Tadeusz Pietrzyk. Nasza przyjaźń przetrwała od czasu studiów właściwie do końca jego życia. Do tej grupy należeli także Karol Śliwka, który nigdy nie studiował na grafice, ale miał dar uprawiania wszystkich rodzajów twórczości: projektowania, malowania – można powiedzieć, że był człowiekiem renesansu, oraz Andrzej Zbrożek, z którym pracowałem przy projekcie systemu identyfikacji LOT-u, a przedtem także w wydawnictwie Reklama. Zdarzały nam się spotkania u Janka Hollendra, czasem rozmawialiśmy o swojej pracy, o polityce, o działalności Związku Polskich Artystów Plastyków i jego sekcji grafiki, ale nie na temat sposobów projektowania. Nie było wtedy, tak modnych dzisiaj, warsztatów projektowych czy prezentacji. Każdy pracował w zaciszu swojego studia, a informacje o tym, co robią inni, docierały przy okazji publikowania wyników konkursów.

Kształtowanie rynku projektowego ograniczało się dla nas, młodych, do troski, jak się na tym rynku znaleźć. Moje pokolenie było jednym z pierwszych wchodzących w świat zajmowany przez przedwojenną generację, o znanych nazwiskach i renomie. Nie zawsze przyjmowali nas z otwartymi ramionami. Na pewno grały tu rolę zawodowe uprzedzenia i prosta obawa przed pojawiającą się konkurencją. Istniała tylko jedna droga – udowodnienie, że jest się dobrym. Wokół tego koncentrowały się nasze wysiłki. Konkursy były trampoliną pozwalającą się wybić. Wśród starszego pokolenia byli tacy, którzy pomagali nam w osiągnięciu zawodowej pozycji: wspominany wielokrotnie Jan Hollender, Ryszard Sidorowski czy Józef Czerwiński – grafik, który był działaczem związkowym, ale także pełnił odpowiedzialną funkcję kierownika artystycznego przy Pracowniach Sztuk Plastycznych. To on kierował wiele dobrych zleceń w ręce młodych, ufając, że podołamy zadaniom. Na wspomnienie także zasługuje Gustaw Majewski, wieloletni działacz Związku Polskich Artystów Plastyków, naczelny grafik Krajowej Agencji Wydawniczej (lata siedemdziesiąte). Namówił mnie do objęcia po nim stanowiska. Wspominam z wdzięcznością wszystkich tych, którzy wierzyli w nas i nam pomagali.

Ówczesny Związek Polskich Artystów Plastyków nie prowadził działalności dydaktycznej, tak jak dzisiejsze Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej. Jego starania ogniskowały się wokół zagadnień bytowych – pozyskiwania pracowni, dyskusji nad cennikiem i prawem autorskim. Nie mogłem powiedzieć: „Jeśli mi nie zapłacicie pięć tysięcy za znak, to ja tego nie robię”. Nie mogłem żądać więcej niż 1,2 tysiąca złotych, bo takie były narzucone stawki. By je zmienić, Sekcja Grafiki nieustannie robiła jakieś podchody na szczeblu ministerialnym, jednak to się rzadko udawało. Nie mieliśmy wpływu na kształtowanie cen, ale mieliśmy na jakość naszej pracy. Konkurowaliśmy między sobą zawzięcie, co sprawiło, że polskie projekty z tamtego okresu reprezentowały światowy poziom, mimo że byliśmy w dużej mierze odcięci od informacji o stanie projektowania na Zachodzie.